"Ważne jest to, żeby nie bać się i nie odkładać działań w czasie. A może za rok? Może za dwa? Trzeba spróbować. Jak się w coś wierzy, to trzeba to zrobić!" - o przedsiębiorczości mówi duet chefów Ziółkowskich

 Rozmowę spisała Marlena Rafa     09 lipca 2021 19:32      


Zapis rozmowy z duetem chefów Magda i Ariel Ziółkowscy, którą poprowadziła Agnieszka Górska, CEO Ulala Chef. 

Rozmowa przed publicznością odbyła się w czerwcu 2021 w Warszawie przy okazji świętowania 6. urodzin Ulala Chef. Wśród zgromadzonych na widowni gości byli kucharze współpracujący z Ulala Chef oraz nasi dostawcy i partnerzy w biznesie. 

 

Agnieszka Górska: Znamy się bardzo długo. Właściwie prawie od początku Ulala Chef.

Ariel Ziółkowski: Tak, prawie od samego początku. I właśnie tak a propos początku, strasznie się teraz denerwuję. Jak na naszej kolacji testowej - pierwszej kolacji z Ulala Chef, tak samo się wtedy czułem – nie mogłem słowa wydusić.

AG: Pamiętam dobrze ten wieczór! Chef Maciek Majewski był wśród gości przy stole.

AZ: Tak. A my serwowaliśmy kolację wspólnie z chefem Arkiem Dziakowskim  z Wrocławia.

AG: Pozwólcie, że zrobię krótkie intro dla słuchających nas gości. Kim są Ariel i Magda? Ariel i Magda Ziółkowscy to jest para chefów, z którymi współpracujemy niemal od początku historii Ulala Chef w Warszawie. Były takie czasy, że robiliście mnóstwo, mnóstwo przyjęć prywatnych i biznesowych dla Klientów Ulala Chef. Nasi klienci was kochają, uwielbiają. Dostaliście kilka razy nagrody Grand Prix - Chef Roku Ulala Chef. Wielkie sukcesy i docenienie przez naszych Klientów.

Potem wystartowaliście ze swoją stacjonarną odsłoną: Makrell. Teraz już jesteście  przede wszystkim przedsiębiorcami, choć i kucharzami zostaniecie pewnie na zawsze. I właśnie o tym chciałam dziś z Wami porozmawiać. Jak wyglądała Wasza droga do przedsiębiorczości? Jak się czujecie? Jak to jest być przedsiębiorcą? Jakie macie rady dla innych kucharzy, którzy o takiej drodze marzą? O tym chciałabym dziś porozmawiać. Na początek brawa dla Magdy i Ariela!

Sala: brawa

AG: Jak się poznaliście?

Sala: śmiech

AZ: O! to Magdy ulubione pytanie!

Magda Ziółkowska: Nasza historia zaczęła się od tego, że chodziliśmy razem do szkoły średniej i razem do klasy o profilu kucharz – jakby inaczej!

AG: W Szczecinie?

MZ: Tak, w Szczecinie. I, o dziwo, przez pierwsze dwa lata nie lubiliśmy się. No nie lubiliśmy się bardzo i darliśmy ze sobą koty. A nauczyciele do nas mawiali: kto się czubi, ten się lubi.

Sala: śmiech

MZ: I potem tak to wszystko się rozwinęło po prostu.

AG: Czyli klasyczny romans?

MZ: Klasyczny. Tak, tak, ale nie od razu!

Sala: śmiech

AG: Poznaliście się w szkole gastronomicznej, czyli poznaliście się jak mieliście ile lat? 

MZ: Jak mięliśmy 17 lat.

AG: A jak to się stało, że się przeprowadziliście do Warszawy. Czy to zrobiliście też razem? Jaki to był pomysł? Jak to się stało?

MZ: No, to może jeszcze ja powiem.

AZ: No, to dawaj. Rozkręca się!

AG: Madzia się rozkręca!

MZ: Ja się rozkręcam, tak. Jeśli chodzi o wyjazd do Warszawy no to zawsze byliśmy fanami Top Chefa i tego typu programów. Nie mówię tu o polskiej edycji, no bo wtedy jeszcze jej nie było. A w momencie, w którym się pojawił, no to powstał taki pomysł... Ariel powiedział: czemu nie! Nawet nie chodziło nam o to, żeby się dostać do programu.. Tylko po prostu, żeby zobaczyć, jakie są realia, jaki jest poziom w Warszawie. Bo jeśli chodzi o Szczecin, to głównie, tak się śmiejemy - teraz po latach wróciliśmy, Szczecin słynął głównie z kebaba i pizzy.

AG: I chyba pasztecików!

MZ: Z pasztecików, tak. No i stwierdziliśmy, że nie chcemy pracować w kebabie czy w pizzerii. Mieliśmy wyższe aspiracje, większe ambicje.

AZ: Nie było dla nas perspektyw w tym mieście. Przyjechaliśmy więc na ten casting do Top Chefa. Nie dostaliśmy się, bo byliśmy leszczami oczywiście!

MZ: Byliśmy atrakcyjni jako para. Ja nawet płakałam! (śmiech)

AZ: Noo, nawet historie nam już podpinali. Czy tam się będziemy kłócić czy nie. Czy się będziemy lubić czy nienawidzić. No ale nie udało nam się przejść przez ten casting. Wróciliśmy do Szczecina. I tak, kurczę, spodobała nam się ta Warszawa. Mówimy: no dobra. Kończy mi się umowa o pracę, może za miesiąc jedziemy? Spakowaliśmy się i przyjechaliśmy.

AG: I gdzie zaczynaliście w Warszawie? W której restauracji?

AZ: Ja pracowałem w już nieistniejących dziś “Dziewiątkach” przy Jana Pawła

AG: 99

MZ: Ja krótko pracowałam w hotelu Intercontinental, ale to nie była moja bajka, więc to trwało miesiąc. Później przeniosłam się do Signature.

AG: mhm. I wtedy właśnie się poznaliśmy. Na tej kolacji testowej Ulala Chef, którą wspominacie, przy stole siedziało 12 gości. Między innymi świetny chef Maciej Majewski, który już wtedy z nami współpracował. I w ten sposób niedługo potem, Ariel, trafiłeś do jego zespołu do Le Brasserie Moderne w hotelu Sofitel.

AZ: Tak, dokładnie.

AG: Ulala Chef łączy ludzi! No dobrze, a teraz powiedzcie mi, czy zawsze chcieliście otworzyć własny biznes? Czy to po prostu tak się rozwinęło po drodze, przypadkiem?

AZ: Chyba od samego początku wiedzieliśmy, że chcemy otworzyć coś swojego. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy co. Jakby ktoś 7 lat temu powiedział mi, że otworzę kontener ze smażoną i wędzoną rybą, tobym powiedział: co ty, człowieku, gadasz! No ale zawsze chcieliśmy się dalej uczyć gotować, podpatrywać innych i coś swojego następnie stworzyć. Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo co, ale coś swojego stworzyć.

MZ:  Ariel zawsze mówił, że nie chce mieć w przyszłości szefa nad sobą, więc ja podobnie podchodziłam do tego. Choć ja jednak zawsze też lubiłam mieć tę rękę nad sobą, żeby po prostu wyszlifować swoje umiejętności w kuchni. I to było dla mnie dobre. Ale Ariel zawsze chciał iść tą swoją drogą. I to tak naprawdę jest głównie jego marzenie. Ja mu tylko w tym pomagam.

AZ: No tak, tak. Oczywiście.

Sala: śmiech

AG: Każde z Was ma trochę inną rolę w tym duecie. I w tych biznesach i wcześniej jeszcze, kiedy robiliśmy kolacje wspólnie, to mam wrażenie, że każde z Was jest w czymś mocniejsze i się uzupełniacie świetnie w tym duecie.

AZ: No, no. To jest najważniejsze, to jest nasz atut największy. Jesteśmy we dwójkę i uzupełniamy się wzajemnie.

AG: No i ta miłość jeszcze! Wpatrzeni wzajemnie w siebie jak w obrazek, cały czas. A wracając do Waszej przedsiębiorczości i tego dążenia cały czas, tego pomysłu w ogóle, żeby działać na własną rękę… Myślę sobie, że jak ludzie z naszego teamu, z Ulala Chef, pracują nad przyjęciami dla prywatnych klientów, to bardzo łatwo wyczuć w rozmowach z chefami właśnie ten duch przedsiębiorczości. To dążenie do tego, żeby działać na własną rękę, żeby się usamodzielniać. Żeby mieć dodatkowe źródła przychodów, nawet jeśli się pracuje na co dzień w restauracji. Myślę, że to charakteryzuje kucharzy, którzy do nas dołączają. To są ludzie, którzy czują, że pod własną marką, pod własnym nazwiskiem, w taki lub inny sposób - chcą być niezależni. I szukają różnych źródeł i różnych sposobów takiego działania. I budowania czegoś, na czym im zależy w przyszłości.

Z Wami tak właśnie było. To były przyjęcia, które jeszcze ja sama z klientami uzgadniałam i później z wami szczegóły. Od początku było to jasne dla mnie, że macie właśnie ten duch przedsiębiorczości, taką smykałkę do biznesu, do liczenia pieniędzy. To jest też bardzo ważne, żeby umieć liczyć koszty, żeby umieć sprawdzić czy coś jest opłacalne, żeby umieć wyznaczać ceny. Ta umiejętność nie zawsze występuje u kucharzy, bo nie każdy ma taką intuicję albo doświadczenie. U was tak było zawsze, że potrafiliście liczyć, kalkulować i patrzeć czy to jest dla was dobry biznes. I to u was zawsze podziwiałam. Coś co było takim światełkiem w tunelu pokazującym, że wy idziecie w tym kierunku i macie do tego predyspozycje.

Ok. Powiedzcie, w jakim jesteście teraz punkcie. Co Wam się udało zbudować przez te ostatnie miesiące? Gdzie działacie? Pod jaką marką? Jak to teraz funkcjonuje? A potem porozmawiamy, jak do tego doszło.

MZ: To ja w sumie mogę zacząć.

AZ: (śmiech) Dawaj, dawaj!

AG: A Madzia tak się bała przed naszym spotkaniem, że nie będzie mogła nic wydusić z siebie podczas tego wywiadu! (uśmiech)

MZ: My też musieliśmy się przebranżowić przez pandemię - zmienić sposób działania. Makrell jest już z nami 3 lata, więc co zrobiliśmy podczas pandemii, to jest dobry temat.

AG: Powiedzmy może jeszcze, co to jest Makrell. Makrell, ja rozumiem to tak, to jest koncept oparty głównie na rybach, ze smakami ze Skandynawii. I to jest Wasz autorski projekt.

AZ: Tak, dokładnie. Kuchnia nordycka, wszystkie kraje Północy, wszystkie inspiracje. Ja jestem od dzieciaka piromanem i do teraz mi to zostało. I po prostu u mnie musi być ogień, to zawsze było dla mnie najważniejsze. I tak powstała Makrela. Ryba, inna, oryginalna. Ogień chciałem, więc jest. I potem już cała idea powstała do tego.

W pewnym momencie, wcześniej, my robiliśmy różne kuchnie. Nasze menu były tak skomponowane, że wszystkie kraje świata można było u nas spróbować. I ja w pewnym momencie poczułem, że muszę mieć jakieś ograniczenie. Gdzieś na czymś się zatrzymać.

AG: Wyspecjalizować się, tak?

AZ: Tak. I tak powstała Makrela.

AG: No tak, bo jak się poznaliśmy to bardziej kuchnia włoska, śródziemnomorskie klimaty.

AZ: Później azjatycka też. I połączenie włoskiej z azjatycką.

AG: Tak, a teraz Makrell. I to jest wreszcie pierwszy wyraźny koncept i też taki wyraźny w porównaniu z tym, co się dzieje na rynku. Inny od wszystkich.

AZ: Tak właśnie siedzieliśmy i wymyślaliśmy Makrelę. Chcieliśmy coś oryginalnego. Wszystko się zaczęło od ognia. No to jak ogień to co? Może burgery? No nie, burgerów jest dużo. Jak nie burgery to co? To może jakieś kanapki z mięsami? To też jest i jest mocna konkurencja. No dobra, to może ryby? No dobra, ale są łososie, są krewetki, są dorsze. No i tak to dalej poszło.

AG: I jeszcze tutaj jest element twojego dzieciństwa. Ty jeździłeś do Skandynawii w wakacje do rodziny?

AZ: Tak. Mam ciotkę w Szwecji, mam przyjaciela w Norwegii. Także trochę tam, niedużo, ale podróżowałem i gdzieś tam zawsze te smaki łapałem.

AG: Gdzie jesteście dzisiaj? Gdzie ten Makrell jest? Gdzie można go zjeść? Jak to wygląda?

MZ: Ale jeszcze chciałam dokończyć tamten wątek - Makrell w pandemii musiał zmienić formę. Zaczęliśmy robić coś, czego nie robiliśmy wcześniej nigdy - garmaż, do kupienia w sklepie, do domu. We wrześniu zeszłego roku, akurat jak kończył się sezon letni, znajomi zapytali się, czy byłabym w stanie im sprzedawać tę makrelę wędzoną do sklepu, bo otwierają sklep rybny. Zgodziłam się. No i okazało się, że wszystkim tak zasmakowało, że w czasie pandemii mieliśmy bardzo dużo pracy. I ta odnoga naszego biznesu została - teraz około 70% naszego makrelowego garmażu biorą od nas dwa sklepy.

AG: Gdzie Makrell znajduje się w Warszawie?

AZ: No dokładnie. Ważne jest właśnie to, żeby nie bać się i nie odkładać działań w czasie. A może za rok? A może za dwa? Trzeba spróbować. Jak się w coś wierzy i robi się to dobrze, no to trzeba to zrobić!

AZ: W Warszawie jesteśmy tylko na Nocnym Markecie na chwilę obecną. Teraz otworzyliśmy dwa punkty w Szczecinie – Hala Odra, takie nowe miejsce, całoroczne. Bardzo fajne zresztą. Nawet Warszawa może pozazdrościć takiego miejsca. No i jeszcze Port Bar - na bulwarach szczecińskich.

AG: To już się tworzy taka sieć spora! Dwa punkty w Szczecinie, jeden punkt w Warszawie na Nocnym Markecie i jeszcze biznes z garmażerią. Super, Super! Czyli jakbyśmy chcieli wpaść do Was w Warszawie, to na Nocny Market latem.

AZ: Tak, jesteśmy.

AG: A te punkty w Szczecinie też tylko letnie czy całoroczne?

AZ: Jeden punkt jest całoroczny, drugi z końcem września będzie zamknięty.

AG: Wielu z nas tutaj dziś, wielu kucharzy, myśli o tym, że chętnie by do takiego punktu doszli. Do punktu, w którym już ten własny biznes zaczyna nabierać kształtów. Przychody pozwalają na to, żeby nie robić innych rzeczy. A przecież po drodze była jeszcze pandemia! Jak w ogóle zebrać zasoby, środki, żeby się tak uniezależnić i się tak rozwinąć?

MZ: My się śmiejemy, że w każdy biznes do tej pory wchodziliśmy “all in”. W każdy. W barkę w Warszawie wcześniej weszliśmy też “all in”. Po prostu zainwestowaliśmy.

AZ: Zainwestowaliśmy na całego.

AG: All in, ok. Pokerowe powiedzenie. Stawiacie wszystko na jedną kartę.

MZ: Tak. Postawiliśmy wszystko. Coś tam sobie w pierwszym roku zarobiliśmy, to odłożyliśmy na drugi rok. Otworzyliśmy po raz kolejny punkt na barce w Warszawie i też weszliśmy “all inn”. Potem w Nocny Market tak samo, bo też trzeba było zainwestować w jakieś początkowe sprzęty – lodówki, cokolwiek. Wszystkie wolne środki w to poszły.

AZ: I w tym roku to samo. Znowu inwestycja i na koniec sezonu się okaże, czy to była dobra inwestycja czy nie.

AG: Czyli można powiedzieć, że nie boicie się ryzyka? Liczycie się z tym ryzykiem, które się z tym wiąże, i jednak mimo tego ryzyka wchodzicie w to.

MZ: My też mamy takie przekonanie, że nawet jeśli nam nie wyjdzie, to wiemy, że dobrzy szefowie kuchni zawsze są poszukiwani na rynku. Co by się nie działo, to nie zostanę z niczym. Mam fach w ręku.

AG: No właśnie. Czyli jest plan B. Wiesz, że gdyby się sypało, to możesz się po prostu odbić.

MZ: Tak.

AG: Ja myślę sobie jeszcze, że to co Wam mogło jeszcze pomóc - widzę to obserwując was przez lata - to że zawsze czuliście, że chcecie do tego zmierzać. Że czuliście, że to jest Wasz pomysł na przyszłość. Dobieraliście tak swoje aktywności, żeby one was do tego doprowadziły. Budowanie własnej marki pod własnym nazwiskiem, bycie niezależnym w różnych miejscach. Inaczej jest tak, że pozwalasz losowi ustawiać się w różnych miejscach i niekoniecznie to prowadzi cię do twojego celu. A u was było tak, że wy wiedzieliście od początku dokąd zmierzacie. Może ten cel był na początku trochę inaczej zdefiniowany, może nie wiedzieliście dokładnie, że to będzie mieć postać punktów street-foodowych. Ale jednak to was ciągnęło, taki azymut.

AZ: No tak, no bo przed Makrelą też były jakieś inne próby i one nie były udane. Może nie były też jakoś ekstra ryzykowne, ale też parę rzeczy się nie udało. Nie załamywaliśmy się, szukaliśmy kolejnej okazji.

AG: Słuchajcie, bo wy jesteście w duecie. To wam daje wielką siłę.

AZ: Największą.

AG: Wielu ludzi działa w pojedynkę. Inni szukają partnerów. Znalezienie odpowiedniego partnera do biznesu na tak długi i trudny czas to jest wyzwanie. A z drugiej strony działać w pojedynkę z tak długoterminowym celem to jest misja chyba jeszcze trudniejsza. Wy jesteście we dwoje.

AZ: Myślę, że dobrze mieć taką swoją drugą osobę, która uzupełnia nasze braki. To jest bardzo istotne. A z kolei nasz przyjaciel, Seweryn, mówi, żeby nie wchodzić w żadne spółki. On ma taką zasadę. No i radzi sobie.

AG: Wy macie spółkę taką naturalną.

AZ: Tak, naturalną spółkę. Ale jeśli ktoś jest sam i szuka partnera, to jak najbardziej może. Tylko musi być wówczas ostrożny. To nie może być przypadkowa osoba, która przychodzi i mówi „Słuchaj, mam 50 tysięcy. Zainwestujmy w coś”. Albo kolega, którego się zna. To musi być bardzo przemyślana decyzja. Lepiej wziąć jakiegoś starego znajomego. Nie wiem, ze szkoły – z kim się miało bardzo dobry flow i bardzo dobrze się żyło. Bo to też jest bardzo istotne. Nie tylko uzupełnienie umiejętności, ale trzeba też mieć z kimś dobry flow.

AG: A jak się dzielicie obowiązkami w Waszym duecie?

MZ: Ja głównie działam logistycznie w tym roku. Organizuję wszystkie punkty. Jeśli chodzi o logistykę w Warszawie, to to już za mną. Dużo rzeczy było do dogrania przed wyjazdem do Szczecina. No a tak naprawdę teraz to w kuchni siedzę.

AZ: Ja jestem cały czas w Szczecinie praktycznie. Nadzoruję te dwa nowe punkty. Produkcja, pilnowanie ludzi, jestem na wydawce. Jestem głową tego konceptu, rozmawiam z gośćmi. Tym się ja zajmuję. Drugi punkt w Szczecinie otworzyliśmy tydzień temu. Miesiąc temu kupiłem kontener. Trzeba było go pociąć, wyposażyć, zaprojektować. Wszystko zrobiliśmy od podstaw.

AG: Wow! A kto rządzi w tym duecie?

Głosy z Sali: Magda rządzi!

AZ: Ja się buntuję, ale to Magda rządzi.

Sala: Kobiety zawsze rządzą. (Śmiech)

MZ: Tak. Co by było to nie, to ciężko, nie da rady. I wtedy ja staję i mówię: jak to nie da rady? To trzeba zrobić, to trzeba zrobić i to trzeba zrobić. Ten musi zrobić to, ten tamto, a ten tamto. I wszystko się nagle rozwiązuje. Gaszenie pożarów.

AG: Wchodzisz na kryzys?

MZ: Tak, a te pożary są codziennie! Ja się śmieję, że jak wchodzimy do pracy, to nie jest praca, bo my podchodzimy do tego z pasją. I ja się śmieję, że to jest po prostu wojna i to trzeba przetrwać. Ale nie w sensie, że jest źle, że jest tragicznie, tylko po prostu ta walka o to…

AG: Jest intensywnie?

MZ: Tak, jest intensywnie. Żeby było dobrze, doskonale. Walczymy, żeby każdy dzień był po prostu dobry.

AG: Czyli Magda z codziennymi kryzysami walczy i zarządza, a Ariel się buntuje, ale się podporządkowuje, tak?

MZ: Musi… (śmiech)

AG: Słuchajcie, dwa ostatnie pytania. Co przed Wami teraz? Jakie macie plany na najbliższe pół roku albo rok?

MZ: To też jest dla nas dobre pytanie, bo rozmawialiśmy o tym dwa tygodnie temu. Podjęliśmy decyzję też co dalej.

AZ: Pół roku? Pół roku - no to co? sezon. Powrót do Warszawy, bo z kolei zaczyna się sezon rybny zimowy, więc będziemy tę nogę garmażeryjną rozwijać.

MZ: Powiększać przede wszystkim.

AZ: Ostatnio rozmawialiśmy, co w przyszłym roku. Tu stoimy na takim rozdrożu. Czy otwierać kolejną Makrelę w innym mieście? Czy może przenieść nad morze? Czy myśleć bardziej o pieniądzach? Czy myśleć bardziej o franczyzie, bo też takie pomysły się pojawiają, ale z drugiej strony straci to swoją oryginalność. A jednak Makrell jest zaje..sty, nie?

Sala: brawa

AG: Makrell jest zaje..sty! Makrela? Makrell?

MZ: Makrell.

AG: Ten Makrel, on. Ale poczekajcie. Zanim finalne owacje. Macie kilka różnych dróg, które przed wami stoją. Będziecie decydować pewnie w ciągu najbliższych miesięcy, co dalej.

AZ: U nas to jest na spontanie. U nasz wszystko na spontanie.

AG: Intuicja?

AZ: Co planujemy na przyszły rok pewnie będziemy wiedzieć w przyszłym roku w marcu.

AG: Ostatnie pytanie. Jakie byście mieli rady dla ludzi, którzy w tej chwili was słuchają i myślą sobie „kurczę, fajnie byłoby pójść tą drogą”. O czym powinno się pamiętać? Czego nie wiemy słuchając was do tej pory? Jakie rady moglibyście dać ludziom, poza tymi, które powiedzieliście już wcześniej czyli: skłonność do akceptacji ryzyka, wchodzenie “all in”, ale też determinacja z tym celem wciąż przed sobą. Co jeszcze jest ważne, żeby w ogóle to się udało?

AZ: Przede wszystkim nie bać się i jeżeli coś się czuje, to iść w tym kierunku. Nie zatrzymywać się. Tyle, tak naprawdę.

MZ: Ja jeszcze chciałabym dodać. W sumie nie tyle odpowiedzieć na pytanie, bo na nie też bym chciała odpowiedzieć jeszcze później, ale chciałabym powiedzieć najpierw, do czego nam się na pewno przysłużyła współpraca z Ulala Chef. My zawsze byliśmy tacy skromni, tacy czasami przestraszeni przed gośćmi - żeby tylko nie gadać albo mało gadać! Ulala Chef zmusiło nas do kontaktu z gospodarzem przyjęcia i jego gośćmi przy stole. I dlaczego też my jesteśmy wyjątkowi? Bo to też łączy się z tym twoim pytaniem. My oprócz tego, że sprzedajemy produkt, który się dla nas najbardziej liczy, to jeszcze sprzedajemy historię. Ja, czy Ariel, potrafimy kogoś z tłumu wyłowić, zaczepić „Ej, dawaj do nas na makrelę!”. (U nas jest taka zasada, że do wszystkich mówimy na ty, tak bezpośrednio.) Po prostu postanowiliśmy przenieść to, co nam dało Ulala Chef do dnia codziennego w pracy. Stąd też ten street food, żeby móc być blisko ludzi. Karmić tych ludzi, gościć tych ludzi. Nawet obsługując Nocny Market czy jakiś inny punkt, przynoszę gościom jedzenie. Oni są najpierw zdziwieni, a później zaskoczeni, mile zaskoczeni! Gadam, pytam się: jak się bawicie? Jak smakuje? To na pewno przenieśliśmy tutaj z Ulala Chef.

Sala: brawa

AG: Super! Ja się z tym zgadzam, że Ulala Chef daje tę możliwość odnalezienia się przy kliencie i gościach przyjęcia blisko i wchodzenia w relację z nimi. Podczas gdy praca kucharza w restauracji to jest często praca za ścianą. 12 godzin robisz w kuchni to samo menu i nie masz za bardzo jak porozmawiać z gośćmi. A jak Cię wyciągają do gości na salę, to zdarza się to tak rzadko, że pierwsza myśl - boisz się, że może jakąś burę dostaniesz. Mało jest w polskiej gastronomii przestrzeni na bliski kontakt kucharzy z gośćmi restauracji.

AZ: Dokładnie tak.

AG: A Ulala Chef powoduje, że się otwierasz, że czerpiesz z tego satysfakcję. Ja pamiętam, jak wielokrotnie odbierałam telefony od was, po waszych kolacjach, kiedy wyjeżdżaliście z domów klientów Ulala Chef.

MZ: Czasami o 23.00 (śmiech)

AG: Tak, czasami o 23.00, 24.00 w soboty... i ja odbierałam, żeby dowiedzieć się czy fajnie poszło, a wy mówiliście „Świetni ludzie! Aga, jakie niesamowite towarzystwo! Było super!”. Tacy nabuzowani tym szczęściem i tą satysfakcją, że daliście im coś fajnego od siebie. A wy dostaliście fajną energię. No i rozwijaliście się też przy tym. Także ja absolutnie, Madziu, rozumiem, co mówisz i myślę, że to jest duża wartość. Bo to was uczy biznesu. Uczy Was też sprzedawać. Odnajdywać się w mediach. Odwagi wam dodaje. Uczy pokazywać swoje mocne strony i też po prostu uczy rozmawiać.

MZ: Jeśli chodzi o to nasze gadanie, to też jest tak, że my po prostu każdego naszego nowego pracownika uczymy w ten sam sposób gościć ludzi. Jeżeli ktoś przychodzi do mnie po raz pierwszy do pracy, to mu mówię proste zasady. 

AZ: Przepraszam, przerwę Ci. To ja mówię jeszcze inaczej. Ja mówię w ten sposób, że jak przychodzi człowiek do pracy, to nie jest w pracy tylko jest na rybach. Każdą płoteczkę łowisz. Jesteś tutaj na rybach, to nie jest praca. Masz czuć przyjemność z każdej złowionej płoteczki.

MZ: Czasami opowiadamy o naszej historii, o idei Makrell. I to chodzi o to, żeby zachęcić tę osobę.

AG: Ośmielić do interakcji?

MZ: Tak, do rozmowy. Tak, ja czasem mówię „słuchaj, chodź, podejdź, to do niczego nie zobowiązuje”. Nawet w takim stylu z ludźmi rozmawiam. A jeszcze wracając do pytania, co bym doradziła. Głównie chodzi, że, jeżeli kochacie ten kontakt z ludźmi, lubicie ich gościć, to to jest najlepszy kierunek. Żeby być z nimi i po prostu ich karmić.

AG: wielkie, brawa!

Sala: brawa



 Zaloguj się aby dodać komentarz

 Blog - strona główna